Lato zbliża się wielkimi krokami, a co za tym idzie, rodzinne wyjazdy i mnóstwo przyulicznych straganów oferujących między innymi wykonanie "tatuażu" henną. Wielu rodziców ulega namową dzieci i godzi się na tą "tymczasową" przyjemność.
Zgodzili się również rodzice 7-letniej Madison, która taki "tatuaż" będzie pamiętać do końca życia. Pamiątką zostaną blizny, które są efektem poważnego poparzenia chemicznego barwnikiem, który znajdował się w składzie farby do barwienia skóry. Rączka Madison ozdobiona została rysunkiem z henny na wakacjach w Egipcie. Po wykonaniu ozdoby nic nie wskazywało jak strasznie pogorszy się stan zdrowia dziecka. Rodzina Gulliverów wróciła do domu w Wielkiej Brytanii, 7-latka zaczęła się skarżyć na swędzenie. Tatuaż został więc zmyty, ale w miejscu wzorów pojawiło się zaczerwienienie i bąble.
Zaniepokojeni rodzice próbowali z początku leczyć skórę córki maściami ze sterydami, które dziecku przepisał lekarz. To nie przyniosło oczekiwanego skutku, a wręcz przeciwnie... Stan dziewczynki się pogorszył. Madison trafiła do szpitala. Ogromne bąble na ręku dziecka zostały usunięte, a ręka była dotkliwie poparzona. Madison przez pół roku musi nosić specjalną opaskę mającą za zadanie choć trochę zmniejszyć blizny, które według lekarzy będzie mieć do końca życia.
Z próbek wydzieliny z ran dziewczynki, okazało się, że powstały wskutek oparzeń chemicznych. Henna, która została zastosowana do zdobień mogła zawierać wysoki procent p-Fenylenodiaminy (PPD), czyli toksycznego związku, który ma silne właściwości uczulające.
Zbliża się sezon wiosenny i letni, dlatego apelujemy do rodziców by omijali tego typu stragany na ulicach. Nie pozwólcie by Wasze dziecko spotkało to samo co małą Madison.